Spotkanie
Patrzę na światło zmierzchu
Gdzie szarość dopala się
Czekając na pląsanie cieni
Na chwilę gdy zawirują w ciszy
Jakby nigdy nie było dnia
Zdziwiony pijaństwem
Wszystkich świateł na niebie
Gdyby tak wspiąć się
Dość wysoko
I poczuć je w sobie
Wtedy i chmury
Nie przeszkodzą na niebie