Sen na jawie
Gdzie się podziały kolory
Dotąd sączone przez słomkę
Westchnienia
Oplecione elektrycznymi przewodami
Pędzą wzdłuż polnej drogi
Wzbijając kurz
Ten sam od początku
Niezliczonych wszechświatów
To jak pochwała wybielonych ścian
Biorąc do ręki polne kwiaty
W odcieniach szarości
Widać tylko zmarszczki postrzegania
A myśli tak mizerne