Skrzypienie na wrotach niebios
Nie ma cichej przystani
Gdy na brzeg wpada
Mroczna błyskawica
Myśląc że nie ma
Właściwej atmosfery
Czas spojrzeć w oczy swoje
Jak w cyrkowej ekwilibrystyce
Zadziwiających ruchem
Bycie pejzażem
Staje się nadrzędnym dążeniem
Pomijając to co stało
Ramię w ramię
W szukaniu miejsca
Gdzie nie ma skrawka światła
Chciałoby się uśmiechać prawdziwie