Ruch który staje się sublimatem
Nieokreślonego poczucia wyjątkowości
Sanktuarium na pastwisku
Zatrzymuje czas spotkań
A nagość kamieni nie skrywa
Błota na butach
Skąd przyniesionego
Nie pamiętam
Rozplecione dłonie
Próbują zaczerpnąć
Zapomniane słowa
Opisujące ukradzione twarze
Ale one zmieszane z wiatrem
Znikają z zeszytów
Kiedyś zapisanych